Po rozgrzaniu mięśni zacząłem węszyć. Podszedłem do jednej ze skał i zacząłem ją obmacywać łapami, szukając otworów. Znalazłem cztery dziury, w które włożyłem pazury i pociągnąłem. Kawałek skały odszedł gładko jak pokrywa pudełka. Wyciągnąłem stamtąd coś w rodzaju małej torby z wieloma rzemieniami (ludzki plecak...xD) i założyłem na grzbiet. Zsunąłem ukryte dotąd w grzywie futra gogle na oczy i podszedłem do krawędzi. Ze szczytu na sam dół było więcej metrów niż mierzył Mount Everest. Mrugnąłem do Cherry, poćwiczyłem parę oddechów ibuki i skoczyłem.